DZIEWULE 1441
 
Osoby posiadające stare fotografie, dokumenty lub inne pamiątki związane z historią wsi Dziewule serdecznie zapraszam do współpracy - A.B.
W czasie okupacji hitlerowskiej: Sprawiedliwi ... | Zaszczuci |

Sprawiedliwi...

Uratowana w Dziewulach "Krystyna Nitka"

Pewnego wieczora (mogło to być w końcu 1942 lub na początku 1943 r.) do domu sołtysa Wojciecha Chromińskiego (obecnie siedlisko p. Chaberskich) przyszła z płaczem dziewczynka. Mogła mieć z dziesięć lat i podała się jako Krystyna Nitka. Prosiła, a wręcz błagała o nocleg. Wtedy gospodarz powiedział:  – Dziecko jesteś Żydówką. Jeśli przyjmę cię pod swój dach, to Niemcy zabiją mnie i całą moją rodzinę. Ale ona ze łzami w oczach przekonywała, że nie jest Żydówką. Że jest ochrzczona. Na szyi miała łańcuszek z medalikiem. Pokazała różaniec i swoje zdjęcie od pierwszej Komunii Św. Miała też swoją osobistą książeczkę do nabożeństwa. Zaczęła się żegnać i modlić się na głos. Mówiła, że jej tatuś i mamusia zginęli, że żyje jej brat, ale Niemcy go gdzieś zabrali. Przekonywała, że przyjechała tu pociągiem z Siedlec jako zwykły pasażer, bo pomyślała sobie, że może ktoś ją weźmie pod swój dach.

Te opowieści były tak przekonujące, że gospodarz, choć domyślał się całej prawdy, przyjął ją na nocleg.

Rano to dziecko wstało, i znowu zalało się łzami, prosiło, całowało po rękach i po nogach... czy by nie mogło zostać dłużej. Pan Wojciech był rozdarty wewnętrznie. Dokładnie wiedział, jakie ryzyko ściąga na swoją rodzinę.

Odbyła się ponowna rozmowa z dziewczynką. Chromiński chciał się upewnić, że jej zachowanie jest na tyle „bezpieczne”, że nie wzbudzi podejrzeń u osób wścibskich, których we wsi nie brakowało. Wreszcie podjął odważną decyzję, że dziewczynka zostaje. Jak się potem okazało, w rodzinie Chromińskich spędziła ona kilka lat. Stała się jej pełnoprawnym członkiem.

W latach powojennych niektóre dzieci podśmiewywały się z niej przy pasieniu krów, że Żydówka. Ona płakała i przekonywała, że to nieprawda.

Na początku lat 50-tych Krysia, już jako dorastająca pannica, zwróciła się nieśmiało do Wojciecha, czy by nie dał jej na bilet do Warszawy. Bardzo chciała tam pojechać, gdyż miała nadzieję, że uda jej się odnaleźć ciocię, a może nawet i brata.

Pojechała. Nie było jej kilka miesięcy. Wróciła. Późnym wieczorem zastukała do okna. Domownicy przestraszyli się, że to partyzantka. A to Krysia stanęła w drzwiach. Bardzo radosna.  Do Wojciecha zwróciła się „dzień dobry tatusiu”. Potem długo opowiadała wrażenia z tego wyjazdu. Odnalazła swoją ciocią, od której dowiedziała się, że jej brat przeżył wojnę. Nawiązała z nim kontakt i odwiedziła go. A teraz przyjechała do Dziewul, żeby podziękować rodzinie Chromińskich za wszystko i się pożegnać, bo odjeżdża na zawsze ...

Po wyjeździe słuch o niej zaginął. Na ponad dwadzieścia lat.

Na początku lat 70-tych do Dziewul zajechał piękny samochód na zagranicznych rejestracjach. A w nim … Krysia z mężem i jakąś panią…

Ale nie tak od razu tu dotarli...

Zacznijmy od tego, że po tylu latach i po wielu traumatycznych przeżyciach Krysia nie mogła sobie dokładnie przypomnieć, jak nazywa się nasza wieś. Wiedziała jedynie, że leży gdzieś w okolicy Siedlec. Najpierw trafili chyba do Węgrowa, gdzie udali się na posterunek milicji z prośbą o pomoc. Komendant nie za bardzo chciał z nimi rozmawiać. Odzyskał mowę dopiero wówczas, gdy Krysia położyła mu na stole platynowy pierścionek. Zachęta była na tyle skuteczna, że milicjant po analizie jakichś dokumentów i wykonaniu paru telefonów ustalił, że chodzi tu o gminę Zbuczyn. Nazwy wsi nie był już jednak w stanie podać.

„Podróżni” skierowali się więc do Zbuczyna i tu udali się do księdza. Ten ustalił w dokumentach, że chodzi właśnie o Dziewule.

...Jechali wolno od Zbuczyna. Minęli siedlisko Chromińskich i pojechali dalej. Wygląd wsi zmienił sie na tyle, że Krysia nie za bardzo mogła się w niej odnaleźć. Poznała dopiero budynek szkoły i tu się zatrzymali. Zapytała kogoś o dom Wojciecha Chromińskiego. Zawrócili i podjechali pod właściwy adres. Na podwórku stał Ryszard Chaberski, jego zięć, mąż Barbary. Krysia zapytała go, czy ma na imię Lesio (ten Lesio, z którym się wychowywała). Uzyskała odpowiedź, że zarówno Lesio, jak i Wojciech Chromińscy już nie żyją. Było jej bardzo smutno, bo tak pragnęła jeszcze raz, po latach, podziękować za wszystko.

Potem goście weszli do mieszkania i zaczęły się wzruszające rozmowy i wspomnienia … Jak się okazało Krysia osiadła na stałe we Francji, gdzie założyła swój prywatny interes, restaurację.

Po kliku latach Krysia znowu, po raz ostatni, odwiedziła Dziewule. Co dzieje się z nią dziś, nie wiadomo.

Na podstawie informacji uzyskanych dniu 2 sierpnia 2013 r. od Zygmunta (ur. 1923) i Zofii (ur. 1935) Nowosielskich z Dziewul.


Asterka, Hawa, Zytla oraz Sija

Przed wybuchem wojny w do szkoły w Dziewulach chodziły trzy wyjątkowej urody dziewczęta pochodzenia żydowskiego: Asterka, Hawa oraz Zytla. W czasie okupacji większość Żydów dziewulskich trafiło do siedleckiego getta.

Przez prawie cały okres wojny ukrywał się w Dziewulach Sija. Mieszakńcy wsi udzielali mu pomocy. Przychodził w nocy pod domy zaufanych gospodarzy i cicho pukał do okna. Gdy okazywało się, że w domu nie ma obcych, wpuszczano go do środka. Szybko zjadał zostawiony dla niego posiłek i wychodził. Gdy ktoś obcy przebywał w tym czasie w domu, wynoszono mu jedzenie na zewnątrz i szybko znikał. Do domu Wandy Grodzickiej przyszedł raz zmoczony i zziębnięty. Chciano go wziąć do domu, ale bał się. Wtedy zaproponowano mu nocleg w stodole. Odmówił. Nie chciał na rodzinę sprowadzać niebezpieczeństwa. Dano mu coś do zjedzenia oraz coś w rodzaju plandeki do przykrycia. Miał kryjówkę w okolicznym lesie na tzw. "Baranie" pod karpą drzewa. Widywany był w Dziewulach do roku 1944. Prawdopodobnie potem został zabity lesie pomiędzy Łęcznawolą i Zbuczynem.


Wanda Grodzicka w latch 60. XX w.

Sija ukrywał się także "Na Dalekich" w wydrążonym stogu siana. Tam spędzał czas w zimie. Miał stamtąd dobry widok na stację kolejową. To była otwartą przestrzeń. Obserwował, czy z tamtej strony nie grozi mu niebezpieczeństwo. Nigdy nie chciał nocować w domu, mimo że mu proponowano.

Historię Asterki, Hawy, Zytly oraz Siji opowiedział i zdjęcie udostępnił Wiesław Koziestański


Icek Ciećwierz

W ten sposób jedna z osób wyraziła się opowiadając o wydarzeniu, jakie miało miejsce w Dziewulach w zimie 1942/1943 r. Dotyczyło ono zamordowania mieszkańca naszej wsi pochodzenia żydowskiego - Icka Ciećwierza. Był to człowiek całkowicie zasymilowany z lokalną społecznością. Nie nosił ani pejsów ani tzw. chałata. Działał w Straży Pożarnej w Zbuczynie. Chodził do szkół razem z kolegami i koleżankami z Dziewul.

Rodzina Moszko i Ity Ciećwierzów od wielu lat mieszkała w Dziewulach. Wbrew obiegowym sądom nie prowadzili państwo Ciećwierzowie szynku czy gospody, jak zwykło się o Żydach wiejskich mawiać. Moszko Ciećwierz był cenionym krawcem. Cenionym, bo parę Dziewulanek nauczyło się u niego tego fachu, dzięki czemu po wojnie mogły wesprzeć swe rodziny. Moszko był w jakiś sposób wykształcony. Czy kończył tajną szkołę żydowskiej w Dziewulach nie wiadomo. Miał w Dziewulach opinię cichego i dobrego człowieka, który nie odmawiał nauk tym, którzy byli do niego posyłani. Był kimś na kształt korepetytora. Nie robił tego gratis, więc pobierali u niego „korepetycje” tylko ci, których rodzice mogli i zdecydowali się za to płacić. Uczył się u niego także mój dziadek Bronek.

Państwo Ciećwierzowie nie byli parą naiwnych ludzi. Po wybuchu wojny nie czekali biernie na rozwój zdarzeń. Przez pewien czas Żydzi wiejscy mogli mieszkać nie niepokojeni w swych domostwach. Moszko przeczuwał, czym to wszystko może się skończyć. Dlatego już w 1940 r. zaczął budować wraz z synem Ickiem bunkier. Mieścił się on na przeciw jego siedliska, w miejscu, gdzie obecnie stoi nowa szkoła. Miał pomóc przetrwać „ciemny czas”. Wszelako nie pomógł. W drugiej połowie 1941 roku rozpoczęto akcję wysiedleńczą do gett. Przy pomocy żandarmerii i na jej rozkaz sołtys Dziewul miał przygotować podwody i określonego dnia załadować na nie wszystkich Żydów dziewulskich. Zostali oni odtransportowani do getta w Siedlcach. Los ten spotkał także państwa Ciećwierzów.

Bunkier pozostał nie wykryty. Czekał. Gdy w sierpniu (22-24) 1942 roku Niemcy przystąpili do likwidacji getta siedleckiego, uciekł z niego Icko. Na piechotę przebył drogę z Siedlec do Dziewul, by schronić się w bunkrze. Jak opowiadał memu pradziadkowi Józefowi, który udzielił mu pomocy, jego ojciec Moszko nie chciał uciekać z nim. Pozostał ze swą żoną do końca. Ita bała się uciekać, wymagało to i siły i sprawności. To od Icka wiadomo, że Ita i Moszko Ciećwierzowie zostali wywiezieni transportem do Treblinki.

Icko postanowił przechować się sam. Mógł tego dokonać tylko dzięki pomocy dziewulan. Uczestniczyło w tym kilka osób. Zawsze o określonej wieczornej porze jedna z nich dostarczała Ickowi podstawowe produkty jak np. chleb i mleko. W tym czasie dwie inne osoby stały na czatach. Od strony skrzyżowania dróg wiodących w kierunku Smolanki, Januszówki i Bierazki, „akcję” zabezpieczał Adamek, czyli Adam Borkowski, wuj mojej babci, wtedy dożywający swych dni w domu mego dziadka. Od strony Dużego Końca i drogi na Zbuczyn osoba pochodząca z rodziny sołtysa Dziewulskiego, Franciszka Świderskiego (?).

Ten system przetrwał najwyżej kilka miesięcy. W końcu ktoś "życzliwy" doniósł do Niemców. Pewnego dnia pojawiła się w Dziewulach żandarmeria, podobno ze Zbuczyna. Dobrze wiedziano, gdzie mieścił się bunkier. Wywleczono z niego Icka. Dołączono do niego mego pradziadka Józefa, dziadka Bronka z dziećmi i Adamka. Dlaczego Prochenkowie ocaleli, napisałem w zakładce poświęconej Prochenkom. Icka zabito strzałem w tył głowy. Egzekucja odbyła się na podwórzu gospodarstwa Jana Prochenki, syna Leopolda, całkiem niedaleko od bunkra. Icko klęczał i błagał o życie. Po zastrzeleniu dowódca żandarmerii kazał zakopać zwłoki sołtysowi. Nikt dziś nie wie dokładnie gdzie. Najczęściej mówiło się, że w bunkrze, który wraz ze zwłokami zasypano.

Rekonstrukcja zdarzeń, którą tu przedstawiłem oparta jest na notatkach i relacjach dziewulan, które zbierałem od lat. Osoby, które opowiadały mi o tych zdarzeniach w większości już nie żyją. Żyjący prosili o nie podawanie swych nazwisk.

Krzysztof Pawlak


Leon, który pomagał Żydom

Las u Leona. Dziś sąsiaduje z innym, znanym jako Bierazka. Las tak nazwano, gdyż w czasach okupacji niemieckiej mieszkał tam Leon z synem i jego żoną. Właśnie tamte okolice stanowiły schronienie dla Żydów, którym udało się uciec z transportów, ale także i dla  partyzantów. Wielu z nich prosiło Leona i jego rodzinę o pomoc i tej pomocy im nie odmawiano. Dziś nie ma już nawet śladu po tym, że ktokolwiek, kiedykolwiek tam żył.

Sierpień (prawdopodobnie rok 1942). Z samego rana Niemcy zbliżają się od strony Smolanki do zabudowań Leona. Z daleka otwierają ogień. Michał, syn Leona, próbuje ucieczki. Dosięgają go kule wroga. Po chwili umiera. Niemcy już pacyfikują zabudowania. Wywlekają z domu Leona oraz jego synową. Kobieta jest w ostatnich miesiącach ciąży. Oboje zostają rozstrzelani. Rozstrzelani, bo ktoś na nich doniósł. Doniósł, bo pomagali.

Aneta Koziestańska


Sprawiedliwy wśród Narodów Świata - Zygmunt Muchowski

Rozalia Werdinger poznała Bolesława Muchowskiego przed wojną, w miejscu jego pracy w Drohobyczu (Lwowskie). Z czasem przyjaźń przemieniła się w miłość. Z nadejściem okupacji i rozpoczęciem ataków na Żydów Bolesław zabrał Werdinger do swego brata Zygmunta, mieszkającego we wsi Dziewule w powiecie siedleckim (dystrykt warszawski), a sam wynajął mieszkanie w pobliskim mieście Łuków (dystrykt lubelski). Zygmunt zaopiekował się Rozalią i ukrył ją w swym domu, a po uzyskaniu dla niej dokumentów „aryjskich” na nazwisko zmarłej krewnej, zabrał ją do Łukowa, gdzie czekał na nią Bolesław. W Łukowie Bolesław przedstawił Rozalię jako swoją żonę. Razem z partyzantami sowieckimi działającymi na tamtym terenie Zygmunt Muchowski nadal udzielał pomocy potrzebującym Żydom. Na prośbę Żyda o imieniu Szmuel, który także mieszkał w Łukowie, pojechał do Warszawy i ryzykując życie, wszedł do getta, wydostając z niego narzeczoną Szmuela. Następnie zabrał ją do bezpiecznego miejsca w Łukowie, gdzie pozostała do wyzwolenia w lipcu 1944 r. Wszystko, co czynił Muchowski, Aby pomóc Żydom, motywowane było jego poczuciem obowiązku jako żołnierza podziemia i chęcią niesienia pomocy prześladowanym przez wspólnego wroga. Po wojnie Bolesław poślubił Rozalię i pozostali w Polsce.

28 lutego 1985 r. Instytut Yad Vashem nadał Zygmuntowi Muchowskiemu tytuł Sprawiedliwego wśród Narodów Świata.

"Księga Sprawidliwych wśród Narodów Świata. Ratujący Żydów podczas Holocaustu. Polska” red. naczelny Israel Gutman, Kraków 2009, s. 481. Informację udostępnił Edward Kopówka

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dziewule (gm. Zbuczyn, pow. siedlecki, woj. mazowieckie)
Zygmunt Muchowski (28.02.1985) Brat Zygmunta Muchowskiego – Bolesław przed wojną zakochał się w Żydówce Rozalii Werdinger. Gdy rozpoczęła się eksterminacja Żydów, Bolesław starał się zdobyć dla niej „aryjskie” dokumenty. W tym czasie przebywała ona u Zygmunta Muchowskiego, który przechowywał ją w swoim domu w czasie, kiedy groziło jej największe niebezpieczeństwo. Później Bolesław wraz z Rozalią udali się do Łukowa. Zygmunt w czasie trwania działań okupacyjnych pomagał także innym osobom narodowości żydowskiej, m.in. wydostał z warszawskiego getta narzeczoną Szmuela, który pochodził z Łukowa. Po zakończeniu II wojny światowej Bolesław wraz z Rozalią postanowili nie wyjeżdżać z Polski.

"Dam im imię na wieki (Iz 56:5). Polacy z okolic Treblinki ratujący Żydów", Edward Kopówka, ks. Paweł Rytel-Andrianik, Oxford-Treblinka 2011, str. 210.

 

powrót

Andrzej Boczek
boczeka@wp.pl

Copyright ©