DZIEWULE 1441
 
Osoby posiadające stare fotografie, dokumenty lub inne pamiątki związane z historią wsi Dziewule serdecznie zapraszam do współpracy - A.B.
Komentarze: ... | 2014 | 2013 | 2012 | 2011 | 2010

Komentarze 2014

Z przeszłości wsi Dziewule - na podstawie wspomnień Zygmunta i Zofii Nowosielskich

2 sierpnia 2013 r. miałem okazję przeprowadzić długą rozmowę z Państwem Zygmuntem i Zofią Nowosielskimi z Dziewul. Jej efektem jest poniższy materiał dotyczący wydarzeń z historii wsi Dziewule. Jest on tak różnorodny, że postanowiłem w całości przytoczyć go w komentarzach. Większe fagmenty będę sukcesywnie umieszczał w rozdziałach tematycznych strony internetowej. Tak, jak uczyniłem to już w przypadku tekstu o uratowaniu "Krystyny Nitki" [patrz zakładka "Żydzi". Materiał dotyczący Żydów został zresztą przy okazji został nieco rozszerzony. Zapraszam].

Państwu Zygmuntowi i Zofii Nowosielskim serdecznie Dziekuję!

A.B.

Kilka wspomnień o dworze dziewulskim

Na polecenie dziedzica na łące niedaleko zabudowań dworskich wykopano sadzaweczkę na pojenie bydła. Zimową porą dzieci chodziły się tam ślizgać. Ślad w ziemi pozostał po niej do dziś.


Sadzawka do pojenia bydła i staw rybny w centrum wsi (zdjęcie satelitarne – 2014 r.) [1]


Na polu Chromińskich[2] przez długi czas wyorywane były cegły. Wojciech Chromiński opowiadał swoim dzieciom, że jego ojciec (Michał) mówił mu, że w tym miejscu w przeszłości stały ogromne budynki gospodarcze i że pracowała tu gromada ludzi.

Jeszcze w latach 30-tych XX w. przy obecnej ul. Cichej stał czworak dla służby dworskiej. Był to duży budynek, ze trzy razy większy od zwykłej chałupy. Miał dwie sienie, jedna przecinająca cały budynek w poprzek i jedna na przestrzał (od szczytu do szczytu). Były w nim mieszkania dla kilku rodzin. Do obydwu sieni wchodziło się przez ganki z grubymi filarami.

Czworak stał na gruncie, który przypadł Jakubiakom i częściowo Zdanowskim (działki nr 322 i 323 - Plan gruntów z 1936 r.). Rodzina Jakubiaków nawet przez jakiś czas mieszkała w nim.


Plan gruntów wsi Dziewule z 1936 r. (wg pomiaru dokonanego w 1933 r.). Działka nr 320 – właściciele: Kazimiera, Bronisław, Jan Prochenka; nr 321 – Kazimiera Prochenka; nr 322 – Anna Jakubiak; nr 323 – Bronisława, Stanisław, Aniela i Anna Zdanowscy

 


Czworak dla służby dworskiej w Dziewulach mógł wyglądać podobnie, jak ten na zdjęciu. (źródło: http://www.radzima.org/pl/foto/27371.html )

W czworaku były bardzo dobre warunki mieszkaniowe, zwłaszcza jeśli się weźmie pod uwagę ogólną biedę, jaka panowała wówczas we wsi. Zdarzały się przypadki, że w jednej chałupie mieszkały nawet cztery rodziny. "I gotowało się wtedy na jednej kuchni dla siebie i dla zwierząt...".

W pobliżu czworaka była też duża podworska piwnica.

Kapliczka

Babcia Zygmunta Nowosielskiego opowiadała mu, że swego czasu (możemy się jedynie domyślać, że chodzi tu o lata 80-te XIX w.) przez Dziewule przejeżdżała bryczką zaprzężoną w trzy pary koni jakaś dziedziczka. „Ludzie dziwili się, jak to, jeden furman na trzy pary koni jedzie. I to jeszcze jakie konie...”. Potem zatrzymała się przy kapliczce i zaczęła ją dokładnie oglądać. Do kogoś z mieszkańców wsi powiedziała, że chciała sprawdzić, czy kapliczka jeszcze stoi, bo jej fundatorem był ktoś z jej najbliższej rodziny.

Pożar wsi w lipcu 1944 r.

To było gdzieś pomiędzy 21 a 26 lipca 1944 r. Wieś nagle obiegła wiadomość, że Niemiec już przepędzony. Ludzie wyszli na drogę, żeby podzielić się swoją radością. Byli wśród nich między innymi Bronek Prochenka[3], Władysław Nowosielski[4], Janek Wasilewski[5] i inni.

Nie minęło dwie godziny, a tu do wsi od strony Smolanki i od Bierazki wjechały samochody rosyjskie. Te z amunicją zatrzymały się przy kapliczce. Te z wojskiem urządziły sobie postój na siedlisku Ignacego Dziewulskiego[6] na Dużym Końcu.

Po jakimś czasie nad wsią pojawił się niemiecki samolot. Okrążył ją i odleciał. To było pewnie rozpoznanie, bo za chwilę nadleciało z dziesięć tych maszyn. Rozdzieliły się na dwie grupy: jedna skierowała się wzdłuż drogi na Zbuczyn (dzisiejsza ul. Dworska), druga wzdłuż Dużego Końca (dzisiejsza ul. Długa). Szły tuż nad ziemią. Zrobiły po dwa koła i być może by odeszły… Może... gdyby nie podpici Rosjanie z podwórka od „Ignaców”, którzy zaczęli do nich bezładnie strzelać z czego popadnie, nawet z ręcznych pistoletów ... Wtedy podrażnieni Niemcy zawrócili i otworzyli huraganowy ogień.

We wsi rozpętało się prawdziwe piekło...

Zofia Nowosielska uciekała z mamą (Marianną), która trzymała na rękach najmłodszą córkę Barbarę, bratem Lesiem (zmarł we wczesnym wieku) oraz Krysią (była Żydówką i w rzeczywistości nazywała się inaczej). Najpierw schronili się w wielkim bzie, który rósł u Zdanowskich. Przed wojną dzieci bawiły się tam w "chowanego". Krysia od razu krzyknęła, żeby uciekać dalej, bo tu się spalą.

I wszyscy biegiem ruszyli do Olszynek[7]. Tam stanęli w wodzie. Kule wpadały w tę wodę jak krople rzęsistego deszczu. Jak opowiada Zofia Nowosielska, słychać było tylko "bul, bul, bul..., a olszyny koszone seriami kładły się pokotem ...".

Potem na chwilę zrobiło się cicho. Wszysce ze wsi ruszyli na oślep w stronę Bierazki. A tu samoloty znów wróciły. Chromińscy padli w zboże. Matce pani Zofii kula przeleciała koło samej głowy.

Wreszcie dobiegli do lasu. A tam już wszyscy ludzie ze wsi. Jeden wielki płacz i sprawdzanie, czy kogoś z rodziny nie brakuje. Chromińscy patrzą, a w lesie pasą się ich konie. Ale gdzie tatuś jest? Płaczą, bo myślą, że już nie żyje. Wtedy Władek Chojecki mówi, żeby nie płakali, bo on tu był żywy, tylko  poleciał z powrotem do płonącej wsi, że może coś uratuje. I udało mu się. Uratował swój dom. Na podwórku leżało drzewo przygotowane do budowy. Zaczynało się już palić, ale zdążył je jeszcze zlać wodą i ugasić[8].

Największą kanonadę wywołały wybuchy amunicji na palących się koło kapliczki samochodach. Wszystko rozbryzgiwało się w promieniu kilkuset metrów. Po wojnie (jeszcze w latach 80-tych) na polach wokół kapliczki można było znaleźć laski prochu w różnych kształtach i kolorach.

Wreszcie niemieckie samoloty odeszły. Wieś płonęła. Zaczęło się ratowanie dobytku. Krowy Władysława Nowosielskiego były na pastwisku, na tzw. „Zdroju”. Zostały konie i byk. Konie udało się szybko wypędzić poza strefę pożaru. Byk nie chciał wyjść z palącej się już obory, która już napełniła się dymem. Zaczęła się nerwowa walka o jego wypchnięcie na zewnątrz. Pomagali w tym nawet Rosjanie, strzelali na postrach. W ostatnim momencie udało się.

Cały Duży Koniec to były jedne wielkie zgliszcza. Ostało się tylko kilka budynków, m.in. dom i spichlerz Władysława Nowosielskiego i dom Wojciecha Chromińskiego. Dużo szczęścia mieli też Dziewulscy („Szczepaniuki”). Na ich podwórku rosły duże drzewa, które osłoniły wszystkie ich zabudowania przed ogniem.

Pożar nie dotarł do Zagrobla. Wiatr wiał w kierunku wschodnim. A ponadto w tej części wsi samoloty niemieckie nie atakowały. W centralnej części wsi wzdłuż drogi do Zbuczyna spaliły się także budynki Wasilewskich, Zdanowskich, Chromińskich (z wyjątkiem domu).

Jeśli chodzi o straty w ludziach, to z mieszkańców wsi nie zginął nikt. Było tylko kilkunastu zabitych i rannych Rosjan.

Widok spalonej wsi był przerażający. Mieszkańcy szybko wzięli się za jej odbudowę. „Spaleńcom” pozwolono na zaopatrywanie się w budulec w Gaju, starym lesie rozciągającym się pod Krynką Łukowską. Jeździli więc wszyscy do tego lasu i przyciągali „chojary” na odbudowę. We wsi zapanowała prawdziwa solidarność, jeden drugiemu pomagał, jak tylko mógł.

Zofia Nowosielska miała wtedy przystępować do pierwszej komunii, ale z powodu pożaru wsi uroczystość odbyła się dopiero po wojnie.

Zmiany w zabudowie wsi po 1933 r.

Przed 1933 r. zabudowa wsi była zwarta i panował w niej duży „ścisk”[9]. Duży Koniec, Zagrobel i Piaski nie ciągnęły się na tak długim odcinku jak dziś. Nie było np. zabudowań rodziny Izdebskich (od strony Siepietnika).

W trakcie komasacji część rodzin, zachęcona możliwością powiększenia swojego dotychczasowego gospodarstwa, decydowała się na „wyprowadzkę” ze wsi i założenie nowego siedliska na „Siepietniku” (dzisiejsza ul. Wschodnia i Polna), „Koloniach” (ul. Północna), w „Małym Lasku” (ul. Leśna), „Za Koleją” (ul. Zakolejna) oraz przy drodze do Bierazki. Przykładowo Grodziccy z Siepietnika przed komasacją mieli swoje budynki na Zagroblu, w miejscu, gdzie potem pobudowano szkołę. Natomiast w Małym Lasku przed wojną stał tylko jeden mały domek. Mieszkał w nim Franciszek Dominiak, cieśla.

„Krystyna Nitka”

Pewnego wieczora (mogło to być w końcu 1942 lub na początku 1943 r.) do domu sołtysa Wojciecha Chromińskiego[10] przyszła z płaczem dziewczynka. Mogła mieć z dziesięć lat i podała się jako Krystyna Nitka. Prosiła, a wręcz błagała o nocleg. Wtedy gospodarz powiedział:  – Dziecko jesteś Żydówką. Jeśli przyjmę cię pod swój dach, to Niemcy zabiją mnie i całą moją rodzinę. Ale ona ze łzami w oczach przekonywała, że nie jest Żydówką. Że jest ochrzczona. Na szyi miała łańcuszek z medalikiem. Pokazała różaniec i swoje zdjęcie od pierwszej Komunii Św. Miała też swoją osobistą książeczkę do nabożeństwa. Zaczęła się żegnać i modlić się na głos. Mówiła, że jej tatuś i mamusia zginęli, że żyje jej brat, ale Niemcy go gdzieś zabrali. Przekonywała, że przyjechała tu pociągiem z Siedlec jako zwykły pasażer, bo pomyślała sobie, że może ktoś ją weźmie pod swój dach.

Te opowieści były tak przekonujące, że gospodarz, choć domyślał się całej prawdy, przyjął ją na nocleg.

Rano to dziecko wstało, i znowu zalało się łzami, prosiło, całowało po rękach i po nogach... czy by nie mogło zostać dłużej. Pan Wojciech był rozdarty wewnętrznie. Dokładnie wiedział, jakie ryzyko ściąga na swoją rodzinę.

Odbyła się ponowna rozmowa z dziewczynką. Chromiński chciał się upewnić, że jej zachowanie jest na tyle „bezpieczne”, że nie wzbudzi podejrzeń u osób wścibskich, których we wsi nie brakowało. Wreszcie podjął odważną decyzję, że dziewczynka zostaje. Jak się potem okazało, w rodzinie Chromińskich spędziła ona kilka lat. Stała się jej pełnoprawnym członkiem.

W latach powojennych niektóre dzieci podśmiewywały się z niej przy pasieniu krów, że Żydówka. Ona płakała i przekonywała, że to nieprawda.

Na początku lat 50-tych Krysia, już jako dorastająca pannica, zwróciła się nieśmiało do Wojciecha, czy by nie dał jej na bilet do Warszawy. Bardzo chciała tam pojechać, gdyż miała nadzieję, że uda jej się odnaleźć ciocię, a może nawet i brata.

Pojechała. Nie było jej kilka miesięcy. Wróciła. Późnym wieczorem zastukała do okna. Domownicy przestraszyli się, że to partyzantka. A to Krysia stanęła w drzwiach. Bardzo radosna.  Do Wojciecha zwróciła się „dzień dobry tatusiu”. Potem długo opowiadała wrażenia z tego wyjazdu. Odnalazła swoją ciocią, od której dowiedziała się, że jej brat przeżył wojnę. Nawiązała z nim kontakt i odwiedziła go. A teraz przyjechała do Dziewul, żeby podziękować rodzinie Chromińskich za wszystko i się pożegnać, bo odjeżdża na zawsze ...

Po wyjeździe słuch o niej zaginął. Na ponad dwadzieścia lat.

Na początku lat 70-tych do Dziewul zajechał piękny samochód na zagranicznych rejestracjach. A w nim … Krysia z mężem i jakąś panią…

Ale nie tak od razu tu dotarli...

Zacznijmy od tego, że po tylu latach i po wielu traumatycznych przeżyciach Krysia nie mogła sobie dokładnie przypomnieć, jak nazywa się nasza wieś. Wiedziała jedynie, że leży gdzieś w okolicy Siedlec. Najpierw trafili chyba do Węgrowa, gdzie udali się na posterunek milicji z prośbą o pomoc. Komendant nie za bardzo chciał z nimi rozmawiać. Odzyskał mowę dopiero wówczas, gdy Krysia położyła mu na stole platynowy pierścionek. Zachęta była na tyle skuteczna, że milicjant po analizie jakichś dokumentów i wykonaniu paru telefonów ustalił, że chodzi tu o gminę Zbuczyn. Nazwy wsi nie był już jednak w stanie podać.

„Podróżni” skierowali się więc do Zbuczyna i tu udali się do księdza. Ten ustalił w dokumentach, że chodzi właśnie o Dziewule.

...Jechali wolno od Zbuczyna. Minęli siedlisko Chromińskich i pojechali dalej. Wygląd wsi zmienił sie na tyle, że Krysia nie za bardzo mogła się w niej odnaleźć. Poznała dopiero budynek szkoły i tu się zatrzymali. Zapytała kogoś o dom Wojciecha Chromińskiego. Zawrócili i podjechali pod właściwy adres. Na podwórku stał Ryszard Chaberski, jego zięć, mąż Barbary. Krysia zapytała go, czy ma na imię Lesio (ten Lesio, z którym się wychowywała). Uzyskała odpowiedź, że zarówno Lesio, jak i Wojciech Chromińscy już nie żyją. Było jej bardzo smutno, bo tak pragnęła jeszcze raz, po latach, podziękować za wszystko.

Potem goście weszli do mieszkania i zaczęły się wzruszające rozmowy i wspomnienia … Jak się okazało Krysia osiadła na stałe we Francji, gdzie założyła swój prywatny interes, restaurację.

Po kliku latach Krysia znowu, po raz ostatni, odwiedziła Dziewule. Co dzieje się z nią dziś, nie wiadomo.

Partyzanci
Partyzanci z oddziału Joska (Goławskiego) pojmali, torturowali (odbywało się to w piwnicy w Wólce Konopnej, która istnieje do dziś, a jeszcze w latach 70-tych na jej ścianach widać było krew), a następnie zabili i zasypali w dole po kartoflach w lasku w Wólce Konopnej: Kostka Połujanowa z Zagrobla, Mariana Prużanina (syna „Stańkowej” z Piasków) … Jastrzębskiego (brata weterynarza) z Siepietnika, … Suleja z Ról, …….. z Januszówki, …….. ze Smolanki, ….

Punkt zborny dla pojmanych był na piaskach w dołach, tu gdzie dziś stoi nowa szkoła. Potem pędzili ich pod bronią do Smolanki, a następnie do Wólki Konopnej. Tam ich w tej piwnicy bili do upadłego, aż krew tryskała po ścianach.

Stańkowa przyjaźniła się z Anną Boczek. Razem chodziły grabić kolki do choinek. Można powiedzieć, że las znała jak własną kieszeń. Przynosiła z niego kolki, liście, gałęzie i grzyby, na których znała się najlepiej. Jej mąż wyrabiał koszyki z jałowca, którego ona mu dostarczała.

Często wspomnieniami wracała do tej dramatycznej sytuacji, gdy ludzie Joska brali jej syna Mariana. Padła im wtedy do stóp i z płaczem błagała, by go oszczędzili. Był bardzo młody. Odepchnęli ją i zrobili swoje.

Stańkowa często odwiedzała także Chromińskich i opowiadała o tej samej historii. Jak mówi Zofia Nowosielska, "z niej była nadzwyczaj dobra kobieta. Była też bardzo dowcipna, opowiadała takie kawały, ze boki można było zrywać".

Marian Prużanin, jej zamordowany syn nie najlepiej zapisał się w historii naszej wsi. Za okupacji był w granatowej policji. Matka z tego powodu często płakała nad nim jeszcze za jego życia. „Jak wpadł do mieszkania to nie patrzył, czy to sąsiad czy brat. Kij w ręku i tłukł gdzie popadło”.

„Piotra Prochenkę (syna Bronka) też zabili. Ale to jeszcze było za Niemca. Prawdopodobnie Bolek, jego brat, sam wydał na niego wyrok. Zabili go na Kamieńczanej, tam gdzie Świderskich kolonia na Siepietniku. Nikt nie wiedział, co się z nim dzieje. Po kilku miesiącach Bolek przyszedł pod dom ojca, stuknął w okno i powiedział: - Tato, Piotrek leży na Kamieńczanej, u Świderskich na Kolonii, tyle i tyle metrów od miedzy, tyle i tyle metrów od drogi.  Dopiero pojechał Bronek, jakoś go w tajemnicy wykopał. Ale to był strach. Mało kto był na tym jego pogrzebie”.

Posterunek niemiecki w szkole

Za okupacji Niemcy, a dokładniej Ukraińcy w niemieckich mundurach,  mieli posterunek w szkole w Dziewulach. Mieli tu też swoje magazyny. Żyto na kontyngent zwoziło się właśnie do szkoły. "Budynek szkoły nie był jeszcze wtedy całkowicie wykończony, ale miał szyby w oknach, podłogi były ułożone, drzwi były pozakładane".

Z Dziewul na Podole…

Gdy Jana Chromińskiego brali do carskiego wojska, jego brat Wojciech miał ledwo 8 lat. Pożegnanie było bardzo wzruszające. Zanim wsiadł na wóz, wziął swego młodszego brata na ręce i mocno zapłakał. Łzy lał także jego ojciec Michał, który nie miał łatwego życia. Wcześnie owdowiał. Samotnie wychowywał trzech synów. Prosił, gdzie mógł i kogo mógł, by Jana nie brano do tego wojska. Na nic się to zdało. Jan musiał opuścić rodzinną wieś. Nie wiedział tylko, że na zawsze.

Brał udział w wojnie. Dostał się do niewoli. Trafił do Podolskiej Guberni. Tam założył rodzinę. Dzieci nie mieli. Bardzo tęsknił za rodziną i za Dziewulami. Jednak nigdy nie zdecydował się na powrót. Ojciec Jana Michał (dziadek Zofii Nowosielskiej), pisał mu, żeby wracał do domu. Że tu jest jego scheda, że tu będzie miał co jeść. Jan odpisywał, że nie przyjedzie, bo jemu szkoda tego wszystkiego tam zostawić. Że tam jest tak dobra ziemia, że on tam więcej metrów pszenicy zbiera niż jego ojciec tu w Dziewulach kartofli kopie. Potem wszystko mu się skomplikowało. Na Ukrainie na siłę zakładali kołchozy. A Jan nie chciał się temu poddać. Zofia Nowosielska wspomina, jak jej tato czytał ostatni list od niego. Stało w nim tak: „Bracie kochany, moje życie jest teraz takie, jak wróbelka na drzewie…”

 

Andrzej Boczek,
na podstawie informacji uzyskanych dniu 2 sierpnia 2013 r. od:

- Zygmunta Nowosielskiego, urodzonego w Dziewulach w 1923 r. Jego rodzice to: Władysław[11] (pochodził z Sółd, ożenił się w Dziewulach, gdzie przez jakiś czas był sołtysem). Monika (z Dziewulskich);

- Zofii Nowosielskiej, urodzonej 12 maja 1935 r. w Dziewulach, żony Zygmunta. Jej rodzice to: Marianna (z Goławskich z Gołaszyna) i Wojciech Chromińscy.

--------------------------------------------------------------------------

Przypisy

[1] Sadzawkę wykopano  na łące rozciągającej się po zachodniej stronie posesji p. Locińskich (odległość od ogrodzenia około 50 metrów w linii prostej w stronę kolei). Zagłębienie w gruncie jeszcze dziś jest widoczne na zdjęciach satelitarnych: https://maps.google.com/

[2] Chodzi o pole rozciągające się na południe od wiatraka, aż do ww. łączki. Pole to na Planie gruntów wsi Dziewule z 1936 r. (wg pomiaru dokonanego w 1933 r.) jest oznaczone jako działki: nr 333 – własność Michała Chromińskiego; nr 335 – własność Wojciecha Chromińskiego, syna Michała, ojca Zofii (z męża Nowosielskiej), zamieszkałego na siedlisku nr 650, przy skrzyżowaniu drogi do Zbuczyna z drogą na Duży Koniec (obecnie posesja p. Chaberskich).

[3] Jego dom stał tam, gdzie obecne jest siedlisko p. Laskowieckich.

[4] Mieszkał naprzeciwko Bronka Prochenki.

[5] Mieszkał tu, gdzie obecnie mieszkają p. Locińscy.

[6] Na Planie gruntów wsi z 1936 r. … siedlisko to jest oznaczone nr 637. (obecnie mieszka tam p. Antoni Jastrzębski)

[7] Olszynki za obecną stodołą p. Krzysztofa Dziewulskiego z Dużego Końca, na wschód od stawku dworskiego.

[8] Chodzi o siedlisko zaznaczone na Planie gruntów wsi Dziewule z 1936 r. … nr 650. Jego właściciele: Wojciech Chromiński s. Michała (1/2) i Paulin Chromiński (1/2). Obecnie mieszkają tam p. Chaberscy.

[9] Na Planie gruntów wsi Dziewule z 1936 r. …  nie ma zaznaczonych żadnych siedlisk, które leżałyby w polu, poza zwartym kompleksem zabudowań.

[10] Chodzi o dom Wojciecha Chromińskiego. Obecnie siedlisko p. Chaberskich.

[11] Siedlisko Władysława Nowosielskiego na Planie gruntów wsi Dziewule z 1936 r....  było oznaczone nr 628 (tuż przy drodze do Zbuczyna).

 

 

 

powrót

Andrzej Boczek
boczeka@wp.pl

Copyright ©