DZIEWULE 1441
 
Osoby posiadające stare fotografie, dokumenty lub inne pamiątki związane z historią wsi Dziewule serdecznie zapraszam do współpracy - A.B.

Bolesław Dziewulski ps. „Młynarski” (23.08.1900-05.1943)

Urodził się we wsi Grodzisk gmina Zbuczyn powiat Siedlce w rodzinie rolnika. Po ukończeniu szkoły parafialnej w Zbuczynie został przyjęty do Gimnazjum Podlaskiego w Siedlcach. Już jako uczeń zaangażował się w działalność konspiracyjną POW pod ps. „Młynarski”. Był aktywnym działaczem, pełnił funkcję instruktora wyszkolenia wojskowego. W listopadzie 1918 r. brał czynny udział w rozbrajaniu niemieckich żołnierzy. W 1919 r. wstąpił do szkoły podoficerskiej przy 22 p.p. na Roskoszy w Siedlcach.

Tak te czasy wspomina Wincenty Kobyliński ze wsi Kobylany-Kozy, najlepszy kolega Bolesława Dziewulskiego[1]:

Uczniami szkoły byli starsi żołnierze, bądź Peowiacy. Stosownie do wzrostu znalazłem się w I drużynie Kaprala Prokopa. Był to prosty chłop i nieraz opowiadał jak to było w Legionach i w jakich bitwach brał udział. Koledzy nad wszystko uwielbiali J. Piłsudskiego. Moim najbliższym kolegą był Bolek Dziewulski ze wsi Dziewule (Grodzisk) koło Zbuczyna. Uczył się pilnie i był wzorem dla innych. Kiedyś pewnego razu drużynowy Kapral Prokop zwolnił mnie z obowiązków dyżurnego, gdyż uważał, że brata z-cy dowódcy batalionu nie wypada traktować na równi z bracią żołnierską. Wtedy Bolek zaprotestował głośno, dlaczego ja zostałem pominięty w kolejności pełnienia dyżuru. Byłem mu bardzo wdzięczny, gdyż nie zauważyłem, że już nadeszła moja kolej do pełnienia funkcji podoficera dyżurnego.

.
Kadra szkoły podoficerskiej około roku 1920. Siedzą od lewej: plut. Bolesław Dziewulski, plut. Wincenty Kobyliński, kpr. Stefan Kornalewski. Stoją od lewej: plut. Franciszek Tarkowski, plut. Bolesław Paczuski.

Pierwsze dni pobytu w wojsku były trudniejsze, gdyż wszyscy znali już musztrę i chwyty bronią, a ja byłem zupełnie surowy. Instruktorami w szkole byli podchorążowie z Wehrmachtu pchor. Wiesław Kossowski, Boniecki i Dokalski. Pchor. Dokalski od razu zauważył, że ja nie umiem i polecił kol. Dziewulskiemu, żeby mnie nauczył chwytów bronią. Po kilku dniach już się wyrównałem z innymi, a na wykładach od razu wyróżniałem się jako lepszy uczeń (...).

Szkoła podoficerska trwała od 14.I do 8.III.1919 r. Po zakończeniu kursu odbywały się egzaminy. Gdy przyszła kolejka na mnie i odpowiadałem przy tablicy ze znaków konwencjonalnych na mapie, wówczas wszedł nagle kpt. Biernacki - Kostek d-ca B.Z. 22 p.p. i zaczął mnie egzaminować. Odpowiedziałem na jego pytania dobrze. Z ćwiczeń polowych egzamin odbywał się następnego dnia w terenie. Jako najwyższy wzrostem byłem przeegzaminowany jeden z pierwszych. Wtedy przyjechali do nas ppłk. Ernst - dca garnizonu i kpt Kostek Biernacki. Zaczęli nas egzaminować od początku. Kazano mi wydawać różne komendy Bolkowi Dziewulskiemu, a następnie jemu mnie. Egzaminy wypadły dobrze. Ja i Bolek Dziewulski i trzech st. szeregowców po egzaminach zostaliśmy mianowani kapralami i kilku st. szeregowcami, a reszta bez szarży zostali instruktorami.

Na wiosnę 1920 r. zostałem szefem szkoły podoficerskiej. Dowódca szkoły był ppor Hankiewicz. Instruktorami zaś Bolek Dziewulski plut, Franek Tarkowski plut, Bolek Paczuski plut i Stefan Kornalewski kpr. Ćwiczenia w szkole szły jak po maśle. Obsada szkoły była pierwszorzędna. Uczniowie wybrani z wszystkich kompanii batalionu. Musztra na placu ćwiczeń tak była ślicznie prowadzona, że oficerowie pochodzący z armii rosyjskiej lub austriackiej chcąc nauczyć się jak należy podawać komendę lub dowodzić kompanią przyglądali się skrycie zza żywopłotu przypatrując się i przysłuchując wydawanym komendom.

Pod koniec kursu szkoły podoficerskiej Kostek Biernacki doszedł do wniosku i wydał rozkaz przeszkolenia żołnierzy nieliniowych, pełniących różne funkcje w wojsku. Wykonanie tego rozkazu powierzył instruktorom szkoły. Funkcję kierowników wyszkolenia pełniliśmy na zmianę: ja, Bolek Dziewulski, Franek Tarkowski i Stefan Kornalewski. Mieliśmy rozkaz, żeby tym łazikom dać dobrą szkołę.

Pierwszy poprowadził ćwiczenia Bolek Dziewulski przy pomocy uczni ze szkoły podoficerskiej, którzy byli instruktorami. Ćwiczenia te odbywały się w godzinach popołudniowych. Dał im dobrą szkołę. Na ćwiczenia dnia pierwszego stawiło się 250 szeregowców i podoficerów do sierżanta włącznie (...).

Drugiego dnia ja poprowadziłem ćwiczenia przez 2 godziny. Żołnierze nie wyszkoleni dostali taki popęd, że aż im się z czupryn kurzyło. Kostek Biernacki tylko spoglądał z daleka i uśmiechał się jak się szkoli łazików (...).

Szkoła się skończyła. Pojechałem na 14-to dniowy urlop. Byłem z Bolkiem Dziewulskim i siostrami Marysią i Polą w Częstochowie, a stamtąd obaj z Bolkiem wyskoczyliśmy sobie jeszcze do Krakowa na Wawel. Po upływie tygodnia wróciłem do domu, ale dowiedziałem się, że wszystkie urlopy cofnięte i mam się stawić w pułku (...).

Rozpoczęła się ogólna mobilizacja w kraju. Młodzież całymi klasami wstępowała na ochotnika do wojska. (...).

Jechałem na czele całego pułku przy wyjeździe na szosę Warszawa Lublin, aby następnie skierować się w kierunku na Dęblin. Tak doszliśmy do m. Ryki. Żołnierze prosili, aby pozwolono im się wykąpać w małej rzeczce. Zatrzymaliśmy się więc na krótki postój. Było juz sporo po południu. Po kąpieli ruszyliśmy w dalszą drogę, ale zauważyliśmy, że jedno ubranie zostaje. Okazało się, że jeden chłopak zatonął. Powiadali, że widzieli jak pływał, ale nikt nie zauważył go tonącego. W nocy przed Dęblinem przywieźli go do nas w trumnie. Spałem obok niego na sąsiednim wozie. Pierwszy raz w życiu bezpośrednio z nieboszczykiem, który nie robił na mnie wrażenia. Pochowali go na miejscowym cmentarzu (...).

Nazajutrz przed samym Dęblinem widzieliśmy pierwsze przygotowywane rowy strzeleckie do obrony. Trochę otuchy w nas wstąpiło. Nie lubiłem dźwigać plecaka więc załadowałem go na furmankę, a sam chodziłem tylko z karabinem i nabojami. Po drodze żołnierze chorowali na żółtaczkę i krwawą dezynterię. Zabraniano jeść surowe owoce. Ja zaś nosiłem tylko manierkę z kawą i chlebak na owoce. Jadłem dużo surowych jabłek. Dziś okazuje się to, że to dobrze robiło przeciw dezynterii. Ale w sierpniu 1920r. owoce były zakazane (...).

Kiedy wracałem pewnego razu z miasta podszedł do mnie żołnierz i powiedział, że Bolek Dziewulski prosi, abym go odwiedził w szpitalu. Nazajutrz drugi żołnierz to samo mi doniósł. Odwiedziłem go więc. Leżał w polowym szpitalu po przejściu choroby krwawej dezynterii. Był bardzo blady i nie miał sił się poruszać. Powiedział, że mają ich ewakuować samochodami ciężarowymi za Wisłę, no i że on tego nie wytrzyma. Prosił mnie o pomoc, czy nie widzę możliwości wydostania go stąd. Był to krótki okres, kiedy odwołano Kostka Biernackiego na inne stanowisko i stara gwardia, kto mógł, wyrywał z Kadry. Zrobił to i Bolek. A teraz biedaczysko przechodził taka ciężką chorobę. Obiecałem mu coś pomóc, ale nie wiedziałem sam jak zabrać się do tego. A następnego dnia zastałem Bolka leżącego w moim łóżku. Po prostu samowolnie opuścił szpital i skierował się do mnie. Dałem mu dwie przepustki, każda na 48 godzin, bo do tego miałem prawo.

Młodszy jego brat Witek zabrał go do domu do Grodziska koło Dziewul. Potem braciszek jego przyjechał do mnie i znów dostał dwie przepustki i w ten sposób Bolcio Dziewulski uniknął jazdy samochodem i wykurował się w domu. Kiedy doszliśmy do Dęblina przysłał mi przez kolegę z płku pozdrowienia i podziękowanie za opiekę. Przejechałem z pułkiem 22. pod dowództwem gen. Sikorskiego na północ od Warszawy nad Wkrę.

Uczestniczył w szlaku bojowym tego pułku w latach 1919-1921. Wojnę zakończył w stopniu starszego sierżanta. Po zakończeniu działań bojowych pozostał w wojsku jako zawodowy podoficer. W 1926 r. został skierowany do Oficerskiej Szkoły dla Podoficerów w Bydgoszczy. Ukończył ją w 1927 r. Rozkazem MS Wojsk. z dn. 15.08.1927 r. został mianowany podporucznikiem i otrzymał przydział na dowódcę plutonu w 10 pułku piechoty – Łowicz. W 1929 r. awansowany do stopnia porucznika, następnie przeniesiony na stanowisko dowódcy kompanii w baonie KOP „Zyty” – Równe Wołyńskie. Po awansie na kapitana, w 1938 r., mianowany komendantem odcinka KOP w Nowej Wilejce.


kpt. Bolesław Dziewulski

W wojnie obronnej 1939 r. walczył w zgrupowaniu oddziałów KOP pod dowództwem gen. Orlika-Rückemana Wilhelm z napierającymi wojskami Armii Czerwonej. Po zakończeniu działań wojennych zamieszkał w Zbuczynie.

Jesienią 1939 r. przyjęty do Związku Walki Zbrojnej pod ps. „Młynarski” (podobny pseudonim miał w POW) i wyznaczony komendantem Siedleckiego Obwodu ZWZ. W pracy konspiracyjnej wykazał się dużą odwagą, energią i inicjatywą w organizowaniu struktur podziemnych na terenie Siedlec i powiatu siedleckiego. Pomagało mu w niej doświadczenie wyniesione z działalności POW.

Aresztowany przez gestapo 20 października 1940 r. i wywieziony do Warszawy na Pawiak, a następnie do Oświęcimia. Stracony w Palmirach w maju 1942 r.

Odznaczony Krzyżem Walecznych, Krzyżem Srebrnym Zasługi i Medalem Niepodległości[2].

Bolesława Dziewulskiego wspomina Julian Ochnik[3]:

(...) Pod koniec listopada (1939 r.) przedstawiono mi kpt. zaw. Bolesława Dziewulskiego - chętnie przystał na mą propozycję i wprowadziłem go do ruchu oporu.

W styczniu 1940 r. nastąpiła organizacja Obwodu z podziałem na ośrodki oraz została zorganizowana Komenda Obwodu Siedlce „Sowa". Komendantem obwodu został kpt. Bolesław Dziewulski ps. „Młynarski" (...).

Po włączeniu powiatu siedleckiego przez okupanta do województwa warszawskiego Dowództwo Okręgu ZWZ Lublin zaproponowało kpt. B. Dziewulskiemu Komendę Obwodu Biała Podlaska a mnie Komendę Obwodu Łuków lub szefostwo łączności w podokręgu północnym. Ze względu na warunki konspiracyjne nie przyjęliśmy propozycji i zostaliśmy w Obwodzie Siedlce. Ostatniego dnia sierpnia zgłosiłem się do rejestracji oficerskiej okupanta.

W październiku (około 20) kpt. B. Dziewulski został aresztowany przez gestapo - wydany przez kuzynkę jako oficer nie zarejestrowany – wraz z bratem u którego przebywała jego rodzina. Ta sama osoba wydała kilku innych lecz nie oficerów i ci po kilku dniach zostali zwolnieni.

 

____________________________________

[1] Źródło: Wspomnienia Wincentego Kobylińskiego urodzonego w 1898 r. w podlaskiej wsi Kobylany - Kozy [http://almanzor.salon24.pl/100610,blog-z-przeszlosci-dopisane-dowborczyk-i-rodzina] oraz [http://almanzor.salon24.pl/100598,blog-longina-cz-6-rok-1918]
[2] Jerzy Pawlak „Nie walczyli dla sławy i krzyży”, cz. III, W-wa 2004. Fragmenty do publikacji wybrał - Adam  Krzeski
[3] Julian Ochnik „Rozkaz konspiracja”, 1995 Warszawa Forta.

powrót

Andrzej Boczek
boczeka@wp.pl

Copyright ©